Ogród

niedziela, 2 marca 2014

Refleksyjnie...

Byłam dzisiaj z córką na brunchu. Zaprosiła mnie do takiej hipsterskiej knajpki, prowadzonej przez bardzo młodych ludzi. To, że młodych ma tu kluczowe znaczenie, jak sądzę. Miejsce fajne, luźna atmosfera, jedzenie przepyszne, i sympatyczna obsługa. I wszystko OK, tyle, że pierwszy raz poczułam się przezroczysta. Niezauważalna przez innych ludzi - młodych. I było to bardzo niefajne doświadczenie. Okazało się, że to, że mentalnie bliżej mi do pokolenia mojej córki niż mojego własnego, że jak mówią wyglądam młodziej niż wskazywałby mój dowód osobisty, że mam dobry kontakt z młodymi ludźmi to być może tylko moje subiektywna ocena. Może bardziej manifestacja moich życzeń, niż fakty. W tej knajpce... byłam jak arabska żona - nawet kwestie dotyczące kobiety omawiane są z jej mężem, w tym przypadku z moją córką. Kwestia menu, mojego zamówienia była konsultowana z córką, moje wypowiedzi podczas swobodnej rozmowy z obsługą, jeszcze zanim usiadłyśmy, pozostały bez komentarza. Nawet przynosząc moje zamówienie i stawiając talerz przede mną, kelner zwracał się do mojej córki. Ją zapytał czy smakowało i czy może sprzątnąć. Byłam tam, ale... właśnie niezauważalna. Nie chodzi mi o to, że ktoś był niegrzeczny wobec mnie, nic z tych rzeczy. Myślę, że ci młodzi ludzie nie bardzo wiedzieli jak się wobec mnie zachować. Klientela jest tam w wieku znacznie młodszym, wszyscy mówią sobie na "ty" - ja się tam wyróżniałam. Co by nie mówić, reprezentowałam raczej pokolenie rodziców tejże obsługi, i chyba tu jest pies pogrzebany. Obsługa była w wieku, w którym rodziców jeszcze trzyma się na dystans, jak najdalej od własnych spraw. Tak sobie tłumaczę całą tą sytuację. Ale też przypomniały mi się słowa kiedyś usłyszane od pewnego starszego człowieka - właśnie o poczuciu bycia niewidzialnym. Zwrócił uwagę na to, że w dzisiejszym świecie wszystko jest dla młodych, a starsi są spychani na margines życia. Wtedy wydawało mi się, że przesadza, że jest przewrażliwiony. Dzisiaj poczułam o czym mówi i zrobiło mi się smutno. Zastanawiam się co będzie dalej z nami jako społeczeństwem i ze mną osobiście, jak już wejdę w ten starszy wiek. I tak od rozmyślań nad podziałami z racji wieku przeszłam do bardziej ogólnych refleksji. Czy życie w coraz większym biegu, bez wchodzenia w bliskie relacje z innymi bo nie ma czasu, bez empatii bo to nie nasza sprawa, czy to wszystko co niesie ze sobą cywilizacja, nie sprawi, że będziemy coraz bardziej samotni. Człowiek jest zwierzęciem stadnym, a wydaje się, że postępujemy wbrew naturze i własnemu dobru izolując się coraz bardziej, odgradzając od innych dosłownie i w przenośni, tworząc niewidzialne barykady.
W kiepskim nastroju jestem i dzisiaj widzę przyszłość w czarnych barwach. Wybaczcie jeśli przynudzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz