Ogród

poniedziałek, 31 marca 2014

Poweekendowo...

Cudowna pogoda w weekend wygnała chyba całą Polskę z domów. Widać, że naród spragniony ciepła i ruchu na powietrzu. Mimo wyjątkowo ciepłej zimy jednak tylko nieliczni uaktywniali się na łonie natury. A w minioną sobotę i w niedzielę - szaleństwo, towarzystwo wyległo i wsiadło na co kto miał. Takoż ja z Kocurem. Wyciągnęliśmy rowerki i wybraliśmy się na pierwszą w tym roku wycieczkę. Tzn. pierwszą wspólną, bo Kocur pedałuje w zasadzie cały rok. Jako, że dla mnie pierwsza od paru miesięcy, to nie mogła być zbyt daleka ze względu na wrażliwość mojej odwrotnej strony. Miękkie siodełko, żelowe wypełnienie niestety nie do końca sprawdzają się i muszę stopniowo przyzwyczajać swój zadek do jazdy. Na pierwszy raz, tradycyjnie obraliśmy kierunek do Powsina. 12 km od domu to w sam raz na rozgrzewkę. Na ścieżce rowerowej (a właściwie na drodze, bo to już poza terenem zabudowanym) tłok jak na ulicach w godzinach szczytu. Rowerzyści, rolkarze, biegacze, traktor, rowerzyści, biegacze, skuter, rowerzyści, rowerzyści...
W parku w Powsinie tłok, ale udało się nam znaleźć nie obsadzoną ławeczkę. Słonko grzało, ludzie spacerowali, starsi panowie grali w szachy przy stolikach... Sielanka.


Spacerkiem przeszliśmy przez las na polankę, gdzie tradycją i niemal obowiązkiem jest rozpalenie ogniska i pieczenie kiełbasek. Widok niesamowity - tłum ludzi, dziesiątki ognisk i dym jak mgła zasnuwający całą polanę. Krzyk dzieci, biegające psy, zapach dymu... atmosfera iście majówkowa.



Na parkingu przed parkiem było sporo samochodów, ale mam wrażenie, że większość ludzi dotarła tu na rowerach. Wszędzie wokół stały ich setki zaparkowanych . Bardzo mnie cieszy bycie członkiem tej "wspólnoty" rowerowej.
W drodze powrotnej obowiązkowo zatrzymaliśmy się w sklepie ogrodniczym, po kolejne wiosenne kwiateczki na balkon. Mam niepohamowaną potrzebę grzebania w ziemi. Jeśli pogoda dopisze w następny weekend, to nieodwołalnie rozpocznę sezon działkowy i ruszę na moją wieś. Na razie musi mi wystarczyć balkon.
W tym roku postanowiłam poeksperymentować z truskawkami. Mam balkon od zachodniej strony, na 4 (ostatnim) piętrze. Żadnych wysokich drzew przed nim, co oznacza pełne nasłonecznienie przez cały dzień. Pomyślałam, że w takich warunkach truskawki mogą całkiem nieźle rosnąć i owocować. Kupiłam 6 sadzonek odmiany, która podobno owocuje dwa razy w roku. Zobaczymy.

Moje sadzonki mają obiecujące pączuszki...

Kolejny eksperyment to róża i lawenda w donicy. Eksperymentem jest tu ich wsadzenie w donicę i trzymanie na balkonie, bo to że lubią swoje sąsiedztwo i pięknie się razem komponują to wiem, że tak powiem, z natury. Ale ciekawa jestem jak im będzie razem na mniejszej przestrzeni. Na szczęście w razie problemów mogę szybko interweniować i ewentualnie wyekspediować obie ślicznotki na wieś.
No a reszta to już tradycyjne wiosenne roślinki, które mają wszyscy, i które na wszystkich blogowych  zdjęciach wyglądają niemal tak samo, a jednak każdy jest przekonany o ich wyjątkowości i ma nieodpartą potrzebę podzielenia się ich pięknem. Ja też :)







Rojnik na balkonie czuje się znakomicie. Rozrasta się jak szalony i przepięknie kwitnie. Musiałam go w tym roku podzielić na mniejsze kępki. Dostały tymczasowe pojemniki, bo zabrakło mi bardziej odpowiednich, ale w sumie nie jest źle...

Pozdrawiam! :)

wtorek, 25 marca 2014

Filc, cd.

Wyszywanki na filcu bardzo wciągają. Nadal (równolegle z ozdobami wielkanocnymi) szyje pokrowce na telefony, i planuję większe formy.

filcowe etui

filcowe etui

etui na telefon

filcowe etui

Do następnego...!

poniedziałek, 24 marca 2014

Robię sobie jaja...

...i zające. A w planach mam jeszcze inne twory, o których na razie nie będę pisała, aby nie być gołosłowną jeśli się nie wyrobię z czasem. Materiałem jest moje ulubione tworzywo, czyli filc. Na razie skromnie: trochę jajecznych zawieszek w pierwszej fazie produkcji.
Mój miniaturowy wARTsztacik w domu wygląda tak:



A to kilka gotowych egzemplarzy



filcowe ozdoby




Wracam do pracy!

sobota, 22 marca 2014

Wiosna, ach to ty...

Nie będę oryginalna i powiem to co wszyscy wokół - przyszła wiosna :). Nic nie zmieni tego faktu, nawet zapowiadane ochłodzenie z opadami śniegu. Póki co - jest ciepło, słonecznie, cudownie... Tak mało wystarcza, żebym poczuła przypływ energii. Rano pojechałam popracować w spokoju i przed budynkiem, w którym mieści się moja pracownia wpadłam w zachwyt. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam - prawdziwa inwazja fiołków. Oszałamiający zapach, który poczułam zanim jeszcze zobaczyłam... W środku miasta taki widok! Cały trawnik zarośnięty niebieskimi cudeńkami. A wczoraj jeszcze nic nie było widać...





A krok dalej, białe...
Szkoda, że technika jeszcze nie rozwinęła się tak, aby opanować utrwalanie zapachu...

Pozostając w tematyce wiosennej - nie odmówiłam sobie przyjemności kupienia ślicznych, strzępiastych tulipanów. Rano były jeszcze w pączkach, ale w ciągu kilku godzin w cieple już się rozwinęły.

  

A na zakończenie dnia jeszcze jeden piękny widok - zachodzącego słońca.

Dobranoc :)

sobota, 15 marca 2014

W biegu...

Miałam dużo biegania w ostatnich dniach, przygotowania do zajęć z dzieciakami też zajęły mi więcej czasu niż zwykle, ale coś niecoś dla siebie uszczknęłam i parę rzeczy zaczęłam. Znacznie mniej skończyłam :)
Ponieważ wiosna jest już w rozkwicie, moje myśli krążą wokół mojego ukochanego miejsca na ziemi, czyli domu na WSI. Gromadzę różne rzeczy, głównie w piwnicy. Kocur się zżyma, bo swego czasu pracowicie ją odgruzował, a ja ją teraz znowu zapycham "śmieciami" jak je nazywa. Taki lajf ;)
Wracając do rzeczy... zaczęłam i skończyłam lustereczko, o! takie...
decoupage


...oraz pudełeczko na dziecięce skarby... To nie dla siebie. Pójdzie do ludzi.
pudełko na zabawki


Najlepsze co zaczęłam (i nie skończyłam), to naprawa przecudnej urody serwety. Nie pamiętam skąd się u mnie wzięła. Możliwe, że ze starej babcinej szafy, choć nie wykluczam second handu. Przeleżała u mnie zapomniana, ładnych parę lat i znalazłam ją teraz, przy okazji szukania czegoś całkiem innego. W każdym razie, serweta jest w kiepskim stanie. Zaczęłam ją zszywać już te kilka lat temu, ale cierpliwości mi zabrakło i poszła w odstawkę. Teraz robię drugie podejście, i tym razem już doprowadzę dzieło do końca. To się pochwalę niedługo :) A stan na dzisiaj jest taki:




Podobno sobota to najlepszy dzień na sadzenie kwiatków. Tak mnie uczył tata, a sądząc po efektach, wiedział co mówi. Jemu i kij od szczotki wypuszczał liście. A mnie po kilkumiesięcznej przerwie strasznie już chce się grzebać w ziemi. Nie mogę się wprost doczekać. I z tego powodu, oraz z okazji soboty posadziłam sobie brateczki, oraz posiałam różne nasionka. Nasionka jak wyglądają każdy wie, więc dokumentacji fotograficznej nie będzie. Ewentualnie pokażę jak coś już wyrośnie. Ale brateczki - prosze bardzo. Już cieszą moje oczy, i tylko się martwię, czy im nawrót zimna nie zaszkodzi.



Miłego weekendu! :)

czwartek, 6 marca 2014

Kolorowo mi... (chyba się powtarzam?)

Mam ogromny apetyt na kolor. To znak, że zima się skończyła nieodwołalnie. Jak zauważyłam na różnych blogach, nie tylko ja tak mam. Nawet najbardziej wierne bieli dziewczyny, przemycają kolorowe akcenty w swoim otoczeniu. No właśnie - u mnie też są to tylko akcenty. W domu są to kwitnące kwiaty, kolorowe poduszki, wiosenna pościel... Ale największe i najmocniejsze kolory wprowadzam w swoich pracach, głównie tych "dla ludzi"
Zaczęło się od zabawek z filcu...
filcowane zabawki

Potem dorobiłam kolejne kolczyki w soczystych barwach...
sutasz
Patere już pokazywałam...
No i najnowsze., etui na telefony...
etui na telefon


I jeszcze jedno...
etui na telefon




Niestety mój kiepski aparat odbarwia kolory. W rzeczywistości są porażające ;)

Dobranoc!