Słonecznik jest w mojej kuchni obecny na stałe. Dodaję go do ciast, zup, deserów, sałat i sałatek, makaronów i koktajli. Najbardziej lubię prażony. I mimo tego uwielbienia, do tej pory nie serwowałam go w postaci pasty. Naprawdę nie wiem jak to możliwe. Taka myśl, jak żarówka rozbłysła mi dziś rano w głowie. I już nie zgasła. Szybki look do internetu, żeby zobaczyć co w trawie piszczy. No, owszem, pomysłów dużo, ale nie przekonywała mnie konieczność namaczania ziarenek na całą noc w wodzie. Raz, że za długo czekania, a ja chciałam wprowadzić myśl w czyn natychmiast. Dwa, że wolę słonecznik chrupiący niż rozmięknięty... A, że w dodatku wolę modyfikować przepisy niż je wiernie odtwarzać, to postanowiłam zrobić rzecz po swojemu. I stąd pomysł na słonecznikową pastę (prawie) śródziemnomorską. Prawie - bo jak już wymyśliłam skład, to się okazało, że zjedliśmy cały zapas suszonych pomidorów.
I po tym długim wstępie następuje obrazkowa instrukcja wykonania. Nie podaję ilości, bo w mojej kuchni obowiązują przede wszystkim takie miary jak "trochę" i "na oko", rządzi intuicja, organem doradczym jest wzrok, a sędzią rozstrzygającym smak ;)
Składniki (słonecznik uprzednio uprażony na suchej patelni):
Masa podstawowa po pierwszym blendowaniu. Za sucha...
... dodałam trochę oliwy i jest OK
Wersja druga; z czarnymi oliwkami i bez pomidorów.
Ta dam! Gotowe. O matko! co za smak!
ciekawe, choć ja bym pewnie bardziej na te suszone pomidory stawiała, niż na oliwki, bo ich nie znoszę. :-))
OdpowiedzUsuńmyślę, że z pomidorami będzie pyszne. Następnym razem spróbuję :)
OdpowiedzUsuń