Ogród

wtorek, 27 maja 2014

Buszująca w trawie...

Przez kilka dni byłam na mojej wsi. Chciałam nadrobić prace, nazwijmy to, polowe.  Ostatnie weekendy nie sprzyjały takim działaniom, więc wszystko zarosło na maksa. Udało mi się z grubsza nadgonić zaległości, ale wróciłam wykończona. Tak naprawde moje "pole", to po prostu działka o powierzchni ok. 1000m, w przeważającej części porośnięta trawą. I to właśnie ta trawa tak mi dała w kość, bo nie jest to żaden szlachetny gatunek i przy sprzyjającej pogodzie urosła na dobre pół metra.  Nie obeszło się bez strat w sprzęcie. Wykończyłam kosiarkę, druga ledwo zipie, a na takiej wysokiej trawie zwyczajnie odmawia współpracy. W desperacji chwyciłam za kosę (tak, dysponuję takim sprzętem), ale ponieważ nie umiem sie nią posługiwać, to skończyło sie na ułamaniu rączki do tejże. Pozostały mi nożyce do trawy (i w efekcie odciski na dłoniach, oraz odkryty na nowo biceps). Ostatkiem sił chwyciłam za nóż rzeźniczy i cięłam niczym sierpem, jak żniwiarze z obrazów Chełmońskiego. Masakra... Ale efekty widać. Trawa jest... no krótka, ale wygląda jak wygryziona przez wygłodzoną krowę: miejscami do gołej ziemi, a wokół malownicze kępki. No, ale za tydzień taką już da się wyrównać kosiarką. W tym ferworze pracy, padając na nos już nie miałam sił robić wyszukanych zdjęć. Takie tam tylko migawki z miejscowo odchwaszczonych zakątków.







 

Tak wyglada trawa przed "koszeniem". Przyznam, że na zdjęciu wygląda nawet dość malowniczo.
 

A ta żabka, śledziła moje poczynania z uwagą i wcale się nie bała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz