I tak, podczas ostatniego tygodnia skończyłam malowanie pokoju i jestem bardzo zadowolona. W końcu zniknął wściekły zielony, którego nie akceptowałam od pierwszego wejrzenia. Poniżej kilka fotek przed i po. Zmieniłam parę drobiazgów, ale nowy kolor ścian wymaga tych zmian więcej. I będą - przy następnej wizycie. Na razie pozmieniałam lustra, obrazy, zasłonki, ale mam już wizję ostatecznego wyglądu, więc to kwestia czasu.
Przed...
i wieczorem...
Przed...
I po...
i jeszcze w sztucznym świetle
Zmieniłam też kilka rzeczy w kuchni. Uszyłam zasłonkę pod blat i na okno. Ostatnio powieszona półeczka dostała "ubranko" - odprułam bawełnianą, grubą koronkę od starej firanki i opasałam nią półkę.
Lepiej ją teraz widać i zrobiło się bardziej klimatycznie. Powiesiłam też rameczki na próbę, ale to jeszcze nie to... Ściana powoli będzie się zapełniać.
W kolejce czeka szafeczka kupiona okazyjnie na Allegro. Musze ją tylko podrasować, bo ktoś jej zrobił krzywdę traktując błyszczącym lakierem.
A po pracy polegiwałam sobie na leżaku z książką. Książka polegiwała też. Czytanie w takich okolicznościach przyrody bywa trudne i wymaga dużej koncentracji. Z leżaka mam cudowny widok na wielkie sosny i jodły, po których ganiają wiewiórki. Czasem schodzą na trawę i wtedy dołącza do nich Pies, ale tylko po to, żeby postraszyć szczekaniem. Pies jest zwierzęciem nastawionym pokojowo i nawet koty go nie ruszają.
Skoro o Psie mowa - wygrzebał sobie nowy punkt obserwacyjny na skarpie przed domem. Klasyczny grajdołek z wyprofilowanym oparciem i widokiem na cały teren i drogę...