Ogród

czwartek, 15 sierpnia 2013

Na rowerach

Tydzień temu Kocur poznawał z bliska nie otwartą jeszcze obwodnicę miasta. Zachęcona jego relacją zdecydowałam, że też bym chciała. No i pojechaliśmy. Rzeczywiście - robi wrażenie. Droga do Europy można powiedzieć. Jakość asfaltu rewelacyjna, szeroka ścieżka rowerowa wzdłuż drogi, przemyślane nasadzenia roślin.
Tu akurat odcinek jeszcze nie wykończony, więc i rośliny bardziej polne, ale widoki równie piękne, no i cudowna pogoda w pakiecie...

Pierwsze zaskoczenie. Obok ścieżki taki widok. Co to jest? Jakiś zalany fort? Chyba tak, obok są tereny wojskowe. Urocze miejsce...


Kolejny przystanek - zabawiliśmy się w spotterów. Na lotnisku ruch jak w piekarni. Samoloty ustawione w kolejce do startu, czekają na moment między lądowaniami innych, żeby ruszyć. Boję się latać i nie lubię latać, ale widok samolotów mnie fascynuje. Normalnie czuję wzruszenie i ściska mnie w gardle kiedy na nie patrzę...

...

Po mocnych wrażeniach - chwila relaksu. Jak w moim ulubionym w dzieciństwie wierszyku o Dyziu - :
"Położył się Dyzio na łące,
przygląda się niebu błękitnemu
i marzy:
jaka szkoda, że te obłoczki płynące
nie są z waniliowego kremu..."

Kolejne zaskoczenie, kolejne urocze miejsce i chwila relaksu nad woda...

Sielsko, anielsko, widok prawie jak na wsi (wertepy i zapachy zresztą też), i... zaskoczenie. Zmiana scenografii i wjazd w ultranowoczesną zabudowę...

Zjechaliśmy ze ścieżki rowerowej na ścieżkę wydeptaną. Jechałam z duszą na ramieniu, bo nasyp stromy i wysoki, z lewej chaszcze  zaczepiające o koła z prawej... Pendolino. No, prawie...

Na tym etapie wycieczki, po wstrząsach na wybojach (przejeżdżaliśmy przez tereny budowy, koleiny, doły i kamienie) i przejechaniu prawie 30 km, moja odwrotna strona czuła się już jak befsztyk spod tatarskiego siodła... Szczęśliwie, droga do domu była łatwiejsza. Zarządziłam popas przy straganie z owocami dla odzyskania sił. Kocur nie meldował, że mu ich brakuje (zresztą dla niego 30 km, to nieledwie rozgrzewka), ale uzupełniał zapasy metodycznie i bez zbędnego gadania...

...a potem już była gładka jak stół, droga w dół :)  Rower sam jechał, a wiaterek chłodził rozgrzane słońcem i wysiłkiem czoło.
To była bardzo udana wycieczka. Jedna z fajniejszych jakie odbyliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz